Świat po pandemii COVID-19 – czy nie zmarnujemy szansy?
Pokuszę się o uogólnienie, że ten czas, który przeżywamy, związany z epidemią COVID -19 można odnieść w porównywalnym stopniu do całego społeczeństwa, bo odczuwamy i doświadczamy tego co się dzieje wszyscy. Tak więc to, co piszę, odnosi się do każdego z nas.
Po pierwszych doniesieniach reakcje były bardzo zróżnicowane, jedni wierzyli w niebezpieczeństwo, inni zupełnie nie przyjmowali do wiadomości, ale dość szybko właściwie wszyscy w poczuciu odpowiedzialności przyjęliśmy do świadomości, że sprawa jest poważna i trzeba podporządkować się zarządzeniom. Natomiast teraz, tuż przed weekendem majowym, widać ,że pogląd na sprawę zaczyna się coraz mocniej polaryzować, wchodzimy w nowy etap tej nowej rzeczywistości, z którą przyszło się nam mierzyć. Przypominają mi się fazy kryzysu ( wg. Caplana) i próbuję dopasować do nich nasze reakcje, ogólnie, jako społeczeństwa:
Faza szoku – w którym dominującym uczuciem jest zaprzeczenie „ to nie mnie dotyczy, to gdzieś daleko, to nieprawda, jutro wszystko wróci do normy, to niemożliwe, to media nakręcają, to spisek, który ma na celu tylko nas zniewolić itd.” – to było w lutym, na początku marca.
Faza reakcji emocjonalnej – pojawiają się emocje, często silne: lęk, złość. Gdy prześledzimy choćby wpisy na FB zauważymy wiele takich emocjonalnych wypowiedzi : atak na tych, którzy jeszcze nie wierzą, bagatelizują, albo podkreślające zagrożenie i wywołujące jeszcze większe przerażenie, eksponowanie drastycznych obrazów i opisów dramatów, śmierci. Lęk, który powoduje, że człowiek w zasięgu wzroku na ulicy jest traktowany jako śmiertelne zagrożenie . Dochodzi naturalny lęk o siebie, rodzinę , najbliższych. Te emocje dają o sobie znać i przeplatają się , tworzą swoisty rollercoaster emocjonalny. Przyjmujemy obowiązek izolacji – jednych to trochę uspokaja, czują się pewniej, w innych rośnie frustracja.
Faza mobilizacji – zaczynamy działać, żeby pokonać poczucie bezradności . Objawia się to różnie: część osób odnajduje się w przeróżnych akcjach wspierania potrzebujących, szyciu maseczek, robieniu zakupów. Inni odreagowują poprzez śmiech, stąd tyle zewsząd pojawiających się memów, filmików. Żartując z sytuacji oswajamy ją i nabieramy dystansu. Powoli stajemy się „mądrzy”, wracamy do „życia”, takiego jak było. Wydaje nam się, że jeśli wrócimy do normalności, to będzie jak dawniej, stąd coraz częstsze próby omijania nałożonych restrykcji.
Faza nowej orientacji – to faza, w której to nowe, trudne doświadczenie zmieniło życie, bo nauczyliśmy się czegoś, przewartościowaliśmy dotychczasowe . Jeśli tego nie zrobimy, to przy kolejnym zwrocie sytuacji nastąpić może wzrost napięcia, frustracji albo załamanie i zwątpienie.
Obserwując świat wirtualnie, rozmawiając z ludźmi, myślę, że jesteśmy w trzeciej fazie – następuje adaptacja, oswojenie się z sytuacją. Tyle, że pozostanie w niej może się okazać pułapką. Dzięki strategii zastosowanej przez rząd, stosunkowo mały procent z nas ma osobiście styczność z zagrożeniem, natomiast wszyscy z obostrzeniami. Lęk u większości z nas przestał być dominującą emocją. Próbujemy powoli wracać do znanego nam życia. To rodzi we mnie uporczywe pytanie: czy nie zmarnujemy tego czasu? Bo nie możemy wrócić do tego co było, nie wyciągając wniosków. Bez tego nie przejdziemy do fazy czwartej, nie będzie rozwoju, nie będzie nauki, mądrości rodzącej się z doświadczenia.
Jakich wniosków? Myślę, że każdy sam musi zmierzyć się ze swoimi myślami – może wrócić do tych pierwszych faz – wtedy silniej się uwypuklało to, czego baliśmy się, że możemy stracić, co chcieliśmy chronić? A może spostrzegliśmy czego nam brakuje, bardzo prozaicznego, normalnego czego nie dostrzegaliśmy do czasu, gdy nam zostało odebrane, zabronione a za czym tęsknimy? Albo za kim?
Dla osób wierzących ten czas był szczególny, czas Wielkiego Postu – wyjścia na pustynię, ciszy, bez możliwości pójścia do kościoła, bez tradycyjnych obchodów Świąt Wielkanocnych. Czego brakowało i czy brakowało?
Pamiętam na początku tej pandemii wiele osób, które mówiły, że pierwszy raz zaczęły się zastanawiać nad sensem życia. Gdzieś słyszałam, że jedną z najpopularniejszych książek czytanych w ostatnim czasie jest „Człowiek w poszukiwaniu sensu” Frankla . Czy coś z tych przemyśleń zostało?
Moja refleksja jest taka, że ta pandemia na pewno z całą mocą pokazała, że iluzoryczne jest przeświadczenie,że mamy możliwość całkowitej kontroli nad tym, co się dzieje w naszym życiu. Jeśli będziemy się starać, to osiągniemy sukces i każdy dzień ma tylko poprawiać, polepszać, rozwijać. Niestety są takie zdarzenia, sytuacje, które opierają się naszym wysiłkom, staraniom, pracy. – np. właśnie choroba. Zmieniły się też poglądy tych, którzy mówili, że sobie poradzą, tylko żeby państwo im nie przeszkadzało, bo nagle okazało się, że potrzebują pomocy od państwa. I że właściwie nigdzie nie ma lepiej, bezpieczniej. Może nie chodzi o to gdzie, a z kim? Myślę, że wielu osobom przewartościowały się relacje. Jedne zostały docenione, okazały się ważne, może nawet niezbędne, a inne bez żalu odsunięte. I znowu warto zauważyć to i zadać sobie pytanie : kogo potrzebuję w moim życiu, jakie relacje warto pielęgnować i o nie dbać. Co sprawia, że jedni są ważni a inni mniej? Ten czas zamknięcia a przy tym stresu i lęku obnażył też bezlitośnie więzi w rodzinie, w domu. Mam nadzieję, że część z nas odnajdzie zagubioną gdzieś umiejętność spędzania razem czasu, rozmowy, zainteresowania. Ale wiem też, że dla wielu rodzin ten czas bycia razem jest bardzo trudny.
Mam wrażenie, że jeśli wrócimy do tego co było, do życia z dnia na dzień, kierowanego pogonią za dobrami, które już teraz w przeciągu tego miesiąca okazują się zupełnie nieistotnymi, w ciągłym biegu za „więcej, bardziej , mocniej”, to zaprzepaścimy ten przymusowo wprawdzie narzucony, czas spowolnienia. Czas na refleksję , wyciągnięcie wniosków i w końcu zmianę.
( ucieszę się, jeśli to co napisałam spowoduje chwilę pomyślenia – i może podzielenia się :-)- zapraszam do komentarzy
